b

środa, 18 stycznia 2012

News: Nowy album Meshuggah.



Progresywni death-thrash-groove metalowcy z Meshuggah zapowiedzieli oficjalnie następce wydanego w 2008 roku albumu obZen. Najnowsze monstrum będzie nosiło nazwe Koloss i zostanie wydane w 27 marca przez wytwórnie Nuclear Blast.

Nad okładką zespół Luminokaya.com pracował osiem miesięcy, według tego co podaje oficjalne info prasowe.

Jest też znana tracklista i wygląda ona następująco:

01 – I Am Colossus
02 – The Demon’s Name Is Surveillance
03 – Do Not Look Down
04 – Behind The Sun
05 – The Hurt That Finds You First
06 – Marrow
07 – Break Those Bones Whose Sinews Gave It Motion
08 – Swarm
09 – Demiurge
10 – The Last Vigil

 Tomas Haake, perkusista Meshuggah, określił najnowszy longplay jako "organiczną brutalność", "groove" oraz, że "okładka mówi sama za siebie". Całość będzie trwała 54 minuty.

/informacja z oficjalnego profilu zespołu w serwisie facebook

sobota, 14 stycznia 2012

News: Bitwig Studio - nowy DAW na rynku.


Na początku tego roku pojawił się news dotyczący nowego oprogramowania DAW od byłych twórców Ableton'a. Inspiracje widać na pierwszy rzut oka w layoucie, ale także w trybie mixer/arranger. Miejmy nadzieje, że jakościowo będzie to równie dobry produkt jak Ableton, który nalezy do najlepszych i najpopularniejszych programów tego typu.

Co będzie zawierał Bitwig? Poza XXI standardami w produkcji muzyki warto zwrócić uwagę na:
  • nagrywanie wielośladowe
  • automatyzacja 'per-note' - dla każdej osobnej nuty mozeby ustawić osobną automatyzacje zarówno wysokości dźwięku, velocity, czy barwy
  • time stretching w czasie rzeczywistym - to przyciągło moją uwage, gdyż może to być mała rewolucja w branży
  • modularny system instrumentów - tworzenie własnych połączeń między filtrami, generatorami czy efektami w jednym instrumencie
  • 'zagnieżdzanie' instruementów - rzecz znana już z Abletona, czyli łączenie kilku instrumentów i efektów w jeden.
  • obsługa 64bitowych VST
  • obsługa metadanych i tagów w browserze
  • kopiuj/wklej między projektami
  • wsparcie dla wielu ekranów
Najciekawsza opcja, która zostanie dodana dopiero po wersji 1.0 to współpraca nad projektem w czasie rzeczywistym między użytkownikami przez Internet czy sieć LAN.
Nie muszę chyba pisac jakie mozliwości kooperacji otworzy to przed użytkownikami. Szykuje się mocny konkurent dla Abletona, FL Studio, Cubase czy Reason'a.

piątek, 6 stycznia 2012

Mała autopromocja.

Od pewnego czasu zajmuje się tworzeniem muzyki elektronicznej w klimatach eksperymentalnego póki co drum'n'bassu. Kilka tracków można odsłuchać na:

http://soundcloud.com/belothar
oraz
http://dbelothar.muzzo.pl/

Zachęcam do przesłuchania :>

czwartek, 5 stycznia 2012

Recenzja: Ulver - Wars of the Roses


We are our own enemy, and the last judgement... taką linijkę można znaleźć w pierwszym utworze na płycie - February MMX, pełnym osobistych nawiązań do samego zespołu. Zespołu, który od początku swego istnienia wyznaczał nowe ścieżki w muzyce, nie tylko metalowej, bo od metalu przecież zaczęło się wszystko co związane z Kristofferem Ryggiem i jego kolektywem - nie zawacham się użyć tego słowa - wizjonerów.  Trudno bowiem wyobrażać sobie Ulver bez Tore Ylwizakera, człowieka, dzięki któremu prawdopodobnie Kris przestał interesować się gitarową muzyką a nagrał jedne z najbardziej klimatycznych i niezwykłych albumów jakie słyszałem. Mowa tu o Perdition City i Blood Inside. Dlaczego więc zaczynam od nich? Niemożliwym jest uniknąć porównań tej płyty do swoich poprzedników. Napisze więc z przykrością to co powinienem napisać na końcu.- pod każdym względem poprzednie płyty niszczą najnowszy longplay.

Nie spodziewałem się, że zespół, który z płyty na płyte podwyższa sobie poprzeczke i nagrywa coś, co można studiować miesiącami upajając się wylewającym się z głośników onirycznym klimatem, tym razem wyda niedopracowany zbiór (tak, zbiór) utworów bez wspólnej myśli, konceptu i conajważniejsze - magii towarzyszącej chociazby poprzedniemu, tak słabo ocenionemu albumowi. Może to 'zasługa' Daniela O'Sullivana, który dołączył do zespołu już na stałe (dotychczas towarzyszył grupie tylko na koncertach). Jego wpływy słuchać już w pierwszym utworze, February MMX, który paradoksalnie należy do jednych z najlepszych na płycie, o ile można w tym przypadku pisać w takich kategoriach. Skoncza partia perkusyjna, synkopowany bas, szybkie tempo, popowa wręcz melodyka i ten wokal. Niedopracowany, bez pomysłu, sprawiający wrażenie, że Kriss zaliczył regres. Gdzie te szalone wokalizy znane z Arcturus - The Sham Mirrors? Gdzie te opentańcze falsety z Blood Inside? W końcu - gdzie pomysł na partie wokalne, jakimi Rygg raczył nas przez 5 ostatnich longplayów? Wszystko to znikło, a na to miejsce wskoczyły nieudolne, ambientowe pejzaże, które nijak nie tworzą kompozycyjnej całości a sprawiają wrażenie doklejonych na siłę. Instrumentalnie jest tutaj równie nieciekawie - brak jakichś przykuwających uwagę partii, wszystko zlane ze sobą w jedną, miałką całość. Tego wrażenia dopełnia brzmienie - jakby zza ściany, stłumione, bez przestrzeni. Totalnym strzałem w stope jest ostatni utwór - Stone Angels, trwający 14 minut, gdzie O'Sulivan recytuje jakąś pretensjonalną poezje akompaniowany przez rozwleczone ambientowe pady. Nic nie przykuwa uwagi na dłużej - może oprócz pierwszego utworu, oraz przedostatniego Island, gdzie w końcu magia z poprzednich płyt daje o sobie znać. Świetne partie wokalne, klimat i tekst czynią z tego utworu naprawdę godną uwagi pozycje. Największą porażką tej płyty, która doszczętnie ją zruinowała to gościnne wokale niejakiej Siri Stranger, które oszpecają utwór Providence. Zaśpiewała wcześniej w coverze Prince'a - Thieves In A Temple, ale nie mam pojęcia, dlaczego Rygg stwierdził, że rythm'n'bluesowy wokal sprawdzi się w sennym klimacie drugiego utworu na płycie. Całkowite niedopasowanie i pretensjonalne do bólu, charakterystyczne dla tego stylu vibrato w głosie powodują u mnie odruch wymiotny.

Albumjest kompletnie nijaki. I to jest chyba jego największa wada. Każdy z poprzednich charakteryzował się czymś, co określało jego genialność. Chociażby mroźny, bardzo melancholijny Shadows Of The Sun czy schizofreniczno-szpitalny Blood Inside. Tutaj można powiedzieć tylko o mdłym, nudnym albumie. Jesli dla kogoś jest to jakikolwiek wyznacznik dobrej muzyki z pewnością znajdzie tu coś dla siebie. Dla mnie jednak, jest to najsłabsze dokonanie Ulver. Niestety, widać tutaj znaczącą role D. O'Sullivana w komponowaniu tego materiału, co na pewno nie wyszło na dobre dla całej ekipy. Poprzeczka zawieszona przez poprzednie albumy była zbyt wysoko i trzeba było się naprawdę wysilić, aby pobić chociażby Shadows Of The Sun, nie mówiąc nawet o arcydziele jakim jest Blood Inside. Odsunięcie Ylwizakera, trasa koncertowa, regres wokalny Rygga - wszystko to złożyło się na jakość tego albumu. Mam nadzieje, że kolejny album będzie czymś, o czym będe pisał z przyjemnością rozpływając się w superlatywach. Póki co odpalam Blinded By Blood i odpływam w wielowymiarowym, sennym klimacie.

2/5